Wyrzuty sumienia gwiazdy hokeja

#Rozdział 1

W końcu mi się udało. Po czterech latach bycia idealnym studentem, w końcu udało mi się przekroczyć tę scenę.  Impreza z okazji ukończenia szkoły szaleje wokół mnie. Ludzie tańczą, śpiewają i wiwatują. Żaden z nich nie zwrócił na mnie uwagi. Zwykle trzymam się z dala od centrum uwagi.

Byłem bardzo podekscytowany otrzymaniem tego zaproszenia. Sam Timothy Hayes osobiście zaprosił mnie na tę imprezę. To moja pierwsza domówka w życiu. A wieść niosła, że imprezy u Timothy'ego są znane z tego, że są szalone i zabawne. Wszyscy w szkole walczyli o zaproszenie. Chłopcy rzucali monetami. Dziewczyny ostrzyły swoje wypielęgnowane paznokcie, przygotowując się do przedarcia się na stronę Timothy'ego.

To miało sens. Był najgorętszym chłopakiem w szkole.

"Hej, Evie, potrzebuję tylko ostatniego podpisu do mojego rocznika - powoli uniosłam podbródek, by spotkać orzechowe oczy jedynego chłopaka, dla którego zaryzykowałabym wszystko. Timothy'ego Hayesa. "Jesteś moim ostatnim podpisem".

"Nie mam przy sobie długopisu - mówię niezręcznie.

Wzrusza ramionami. "Mam jeden w swoim pokoju. Chodź - ponagla, biorąc mnie za rękę i ciągnąc po schodach do swojego pokoju.

Teraz wszystko się zmieniło. Obok mnie leżał Timothy.

Moim natychmiastowym instynktem było krzyczeć. Ale ugryzłam się w język i zakryłam twarz poduszkami.

Kiedy w końcu się opanowałam, usiadłam i rozejrzałam się po pokoju. Moje ubrania były dziko porozrzucane po podłodze. Spojrzałam na siebie. Spałam w jego koszulce. Numer 9 był odważnie wydrukowany z przodu wraz ze zdjęciem naszej szkolnej maskotki, buldoga.

Ale noc się skończyła i musiałem wracać do domu. Wyślizgując się z pokoju, z ubraniami w ręku, ruszyłem do drzwi wejściowych i wróciłem do domu.

**

Minęło kilka dni, a ja myślałam tylko o tej nocy. Timothy mnie wybrał. Czułam się tak dobrze, że zostałam przez niego zauważona. Moje oczy nie opuszczały tej koszulki. Powinienem mu ją oddać. Pewnie wiele dla niego znaczy.

Zszedłem na dół i rozpocząłem krótki spacer po okolicy. Zastanawiałem się, jak zareaguje, gdy pojawię się pod jego drzwiami. Miałam nadzieję, że ucieszy się na mój widok, biorąc pod uwagę to, jak do mnie przyszedł.

Zbliżając się do jego domu, zauważyłam kilka samochodów zaparkowanych na jego podjeździe. Samochody te należały do jego przyjaciół. Głośny śmiech dochodził z tyłu domu. Nie mogłam się powstrzymać i chciałam podsłuchać ich rozmowę. To było zbyt kuszące. Obchodząc dom z boku, zbliżyłem się do pomalowanej na biało bramy.

"Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś" - powiedział jeden ze śmiechem. "Masz jaja, stary".

"Nie - westchnął ciężko Timothy. "Zdecydowanie miała potencjał".

"Ale Evie Sinclair? Czy ona nie jest zamknięta w sobie? Wszyscy wiedzieli, że nie interesują jej żadni chłopcy, z wyjątkiem tych cholernych książek.

"Zamknij się - zaśmiał się Timothy. "Nie było tak źle.

Jeden z nich dmuchnął w malinę. "Jak sobie chcesz. Dotrzymałeś umowy, więc pozwolę ci wziąć motocykl".

To była umowa. Nagle poczułem ucisk w klatce piersiowej.

"Za zdobycie podpisów wszystkich dziewczyn", śmieje się jeden z jego przyjaciół."Hej", argumentuje Timothy. "Zadziałało, prawda? Przespałem się z nią".

O Boże. Zrobiło mi się niedobrze.

Potykając się, wróciłam na podwórko, a łzy zamazywały każdy centymetr mojego wzroku. Nie mogłam być tu widziana. Muszę odejść, zanim jeszcze bardziej się upokorzę. Rzucam jego koszulkę na frontowe schody werandy i próbuję biec, ale moje nogi ledwo pracują. Czuję się tak, jakby moje ciało zostało pozbawione jakiejkolwiek struktury. Byłam tylko kałużą na ziemi, czekającą na kolejną osobę, która na mnie nadepnie.

"Evie?"

Zatrzymałam się w miejscu, zbierając w sobie resztki sił. "O co chodzi?"

"Nie sądziłam, że wpadniesz-"

"Właśnie oddawałam ci koszulkę - mówię spokojnie, odwracając się, by w końcu stanąć z nim twarzą w twarz.

"Możesz ją pożyczyć w każdej chwili - uśmiechnął się figlarnie.

Musiałam się zmusić, by odwrócić wzrok. Nienawidziłam go. Wykorzystał mnie.

"To, co stało się tamtej nocy, nie może się powtórzyć - powiedziałam stanowczo. "Dobrze się bawiłam, ale..."

"Ale?"

Jego pytanie zawisło w powietrzu między nami.

"Ale muszę skupić się na moich celach - powiedziałam cicho. "A ty musisz myśleć o swojej karierze zawodowej. Myślę, że najlepiej będzie, jeśli zostawimy to jako coś jednorazowego. Oboje dostaliśmy od siebie to, czego chcieliśmy. Prawda?"

Zmarszczył na nią brwi. "Co masz na myśli?"

Zaciskam szczękę, zęby zgrzytają o siebie. "Pa, Timothy - szepczę chwiejnie i odchodzę.

Każdy krok był torturą. Każdy oddech był płytki i szybki. Chciałabym, żeby ziemia pochłonęła mnie teraz w całości.

Droga do domu wydawała się trwać lata. Sprawiło to, że zobaczyłam samochód mojego przyrodniego brata stojący na podjeździe. Przełknęłam ciężko i weszłam do środka.

"Wyglądasz okropnie - prychnął, gdy tylko weszłam do salonu. "Twój chłopak cię rzucił, prawda?".

Potrząsnęłam głową. "Nie był moim chłopakiem - szepnęłam.

Bruce dławi się śmiechem. "Chcesz mi powiedzieć, że przespałaś się z jakimś przypadkiem i wzięłaś jego koszulkę?"

"Zostaw to, Bruce - warknęłam ze złością, a gorzkie łzy zaczęły wypełniać moje oczy.

"Aw," dąsał się. "Złamał ci serce. Zrezygnowałaś z niego, prawda?".

"Bruce, błagam. "Przestań-"

"Boże, jaka ty jesteś głupia - śmieje się. "Wszystkie te akademickie nagrody, a ty wciąż jesteś zbyt głupia, by rozpoznać, kiedy koleś cię wykorzystuje".

Nie chciałam słuchać, jak dalej mnie poniża. Wbiegłam po schodach tak szybko, jak tylko mogłam, praktycznie potykając się po drodze. Ale on wciąż rzucał we mnie obelgami.

Miał rację. To było głupie, że uwierzyłam w słowa tego chłopaka. Był znany ze swoich nabytków. Jego przyjaciele również. A ja tak bardzo dałam się porwać fantazji, że ktoś mnie polubi, że nie dostrzegałam znaków.

Zamykając drzwi, w końcu pozwoliłam sobie się złamać. Nie mogłam powstrzymać łez spływających po mojej twarzy, bo złamane serce naprawdę dało o sobie znać.

Sześć lat później

Praca znów była zajęta. To był środowy wieczór w najgorętszej restauracji w mieście. Kelnerzy i kelnerki krążyli wokół stolików z tacami napojów i jedzenia.

Byłam wyczerpana po długim dniu prób zdobycia klientów na mój staż, ale musiałam wziąć tę zmianę, aby otrzymać ostatnią część miesięcznego czynszu.Za długim eleganckim barem kilka telewizorów było nastawionych na jakieś wydarzenia sportowe. Nie zwracałem uwagi na to, kto gra ani jaki to sport, dopóki mężczyzna nie poprosił o zmianę kanału.

"Włącz mecz Thunderbolt. Słyszałem, że mamy szansę na puchar Stanleya" - powiedział z dumą.

Z czystej ciekawości spojrzałem na ekran, gdy się zmienił. Właśnie wtedy kamera się zmieniła i na ekranie pojawiła się twarz, której przysięgałem, że nigdy więcej nie zobaczę.

Oczywiście był to niesławny Timothy Hayes. Gorąca wschodząca gwiazda, którą wszyscy teraz oglądają. Z wyjątkiem mnie.

Gniew znów we mnie płonął. Wciąż nienawidziłam siebie za to, że byłam tak naiwna w stosunku do niego.

Weź się w garść, Evie.

Miałam ważniejsze sprawy na głowie. Jak oszczędzanie pieniędzy i przetrwanie tej pracy oraz stażu w firmie prawniczej.

Nie o niego.


#Rozdział 2

Evie

Noc mijała, a ja kontynuowałam nakrywanie stołów na prywatną imprezę zaplanowaną na ten wieczór. Była to miła przerwa od ciągłego napływu gości.

Ciężko było wyciszyć się na widok najlepszych występów kapitana Thunderbolts, który został najlepszym strzelcem ligi i debiutantem roku.

Zadziwia mnie, jak niektórym ludziom udaje się odnieść taki sukces. Musi być ulubioną małą gwiazdą hokeja w mieście.

Nucę cicho do siebie, poruszając się po jadalni.

"Kelnerka" - skrzeczał kobiecy głos. "Kelnerka!"

Podniosłam głowę na ten sygnał. "Tak mi przykro, mamo - przepraszam ostrożnie. "Co mogę dla ciebie zrobić?"

"Cóż, na początek, dlaczego właściwie mnie nie obsłużysz?" - beszta mnie. "Siedzę tu od dziesięciu minut, próbując zwrócić twoją uwagę!".

Rozejrzałem się dookoła. Moje oczy zaczęły kierować się w stronę miejsca, w którym stałam.

"Absolutnie, mamo - jąkałam się. "Co podać?"

"Potrzebuję drinka, ale wszyscy tutaj wydają się być zbyt rozproszeni szaleństwem na zewnątrz" - powiedziała z dąsem.

Spojrzałem w dół na jej kieliszek. "Na jaki rodzaj wina masz ochotę?"

"Twoją najdroższą butelkę. Niech będzie ostre" - rozkazała ostro.

"Coś jeszcze?"

"Mam bardzo ważnego gościa. Przynieś dwie szklanki - mruknęła.

Uśmiechnąłem się. "Zaraz wrócę z napojami - powiedziałem z wymuszoną wesołością.

Boże, tacy ludzie doprowadzają mnie do furii.

Chwyciłam butelkę wina i przyniosłam dwa kieliszki z powrotem do stolika. Kobieta patrzyła na mnie zimnym wzrokiem, gdy otworzyłem butelkę i nalałem jej kieliszek.

"Cokolwiek-"

Nagły plusk pachnącego czerwonego wina na mojej twarzy szybko mnie uciszył. Cała restauracja zamilkła.

"Czy to w końcu zwróciło twoją uwagę - zaśmiała się z uśmiechem. "To za bycie niekompetentnym i zrujnowanie nam wieczoru".

"Stella, wystarczy - powiedział gniewnie męski głos, pojawiając się obok mnie. "Nie wstydzisz się tak traktować drugiego człowieka?"

"Ugh, ale kochanie, to nasza noc. Wykupiłam restaurację tylko po to, by świętować twoją wygraną - Stella uśmiechnęła się niewinnie. "Możemy robić, co chcemy. Czyż nie tak - spojrzała na moją plakietkę z imieniem - Evie?

Mężczyzna zamarł - To Timothy!!!

Po raz kolejny straciłam wszelką zdolność mówienia. "Ja- uh-"

"Widzisz? Nic jej nie jest - uśmiechnęła się Stella. "Poszedłbym się umyć, skarbie, zanim się poplamisz".

Szybko przytaknęłam, biegnąc do łazienki i zamykając się w kabinie. Zmuszając się do wzięcia głębokiego oddechu, wróciłam myślami do udręki liceum. To było brutalne, jak niektóre dzieciaki były w stanie zrujnować poczucie własnej wartości swoich rówieśników, jakby to było nic.

Kilka minut później w końcu udało mi się uspokoić i wróciłam na podłogę.

Mój kierownik zmienił mi sekcje po tym, jak dowiedział się o mojej wpadce, a reszta mojej zmiany przebiegła dość gładko. Przynajmniej zarobiłem dziś dobre napiwki. Może to litość całej restauracji napełniła moje kieszenie. Wszyscy współczuli dziewczynie, która dostała winem w twarz.Wrzucam fartuch do kosza na brudy i chwytam torbę, przerzucając ją zmęczona przez ramię. Bez słowa wychodzę z restauracji i wychodzę na ulicę.

Jakiś palant pędzi ulicą w jakimś drogim sportowym samochodzie.

"Zaczekaj!"

Odwróciłem się. Za kierownicą tego szalonego sportowego samochodu siedział jedyny w swoim rodzaju Timothy Hayes.

Był atrakcyjny jak zawsze, z tymi swoimi orzechowymi oczami i kasztanowymi włosami. Jego twarz, choć wciąż młodzieńcza, dojrzała we wszystkich najlepszych aspektach. Jego policzki były ujędrnione, a szczęka ostra i pokryta zarostem.

Czy ta noc może być jeszcze gorsza?

"Nie jesteś Evie Sinclair, prawda?

Przyspieszyłem kroku.

"Poczekaj chwilę - krzyknął szybko. "Znam cię. Przysięgam, że już cię widziałem".

Zignorowałem go ponownie.

"Mogę cię przynajmniej podwieźć" - zaoferował z nadzieją.

Właśnie wtedy obcas mojego buta wślizgnął się między kratkę na chodniku, wyłamując ją spode mnie. Potykając się, słyszę szybko otwierane drzwi samochodu i zbliżające się kroki.

Nieważne. Ta noc może być o wiele gorsza.

"Tutaj - mówi, delikatnie mnie stabilizując. "Mam cię."

Minęło sześć lat, a ja wciąż nie zapomniałam dotyku jego dłoni na moim ciele. Ciepło płonęło w każdym calu mnie. Część to była wściekłość. Ale reszta? To było pragnienie posiadania go. Wciąż nie mogłam się tego pozbyć.

Tak bardzo, jak próbowałam zapomnieć o tamtej nocy i zniszczeniu, jakie mi przyniosła, nie mogłam okłamywać samej siebie i mówić, że go nienawidziłam. Był zbyt dobry, by się tak łudzić.

Ale tym razem nie pozwoliłabym mu na to. Nie wykorzystałby mnie tak ponownie.

Szybko go od siebie odepchnęłam. "Nic mi nie jest", warknęłam. "Zostaw mnie."

To było zbyt wiele, by znieść sposób, w jaki na mnie patrzył, jakby nie rozumiał powodu mojej zimnej reakcji na niego. Moja klatka piersiowa znów stała się napięta.

"Powodzenia w następnym meczu - szepnęłam ochrypłym głosem, zrzucając buty i biegnąc sprintem, by złapać nadjeżdżający za rogiem autobus.

Rzucam ostatnie spojrzenie przez ramię. On po prostu tam stał. Nawet z tej odległości widziałam ból w jego oczach.

Ale to on zranił mnie pierwszy. Starałam się nie czuć źle. Nie zasługiwał na moją dobroć ani przebaczenie. To był tylko ułamek tego, co chciałam, żeby czuł.

Mam nadzieję, że jeśli jeszcze kiedyś się na niego natknę, będę o wiele lepiej przygotowana, by wbić nóż głębiej.

Jakim cudem miałam takiego pecha, że natknęłam się na niego w tak zły dzień? Nie byłam przygotowana na to, co miałam do powiedzenia. Było tyle rzeczy do powiedzenia, że nie miałam siły nawet zacząć.

Wciąż nie jestem gotowa, by otworzyć tę puszkę z robakami. Wciąż muszę stawić czoła własnym problemom i zapracować na status stażysty. Wciąż muszę stać się najlepszym prawnikiem, o jakim zawsze marzyłam.

Mam zbyt wiele na głowie, by teraz martwić się o Timothy'ego Hayesa.

Wróciłam więc do domu, podgrzałam kubek ramenu, otworzyłam butelkę wina i próbowałam o nim zapomnieć. Nie do końca się udało, ale przynajmniej próbowałam.Tylko to się liczyło.

Prawda?

Rano będę musiała skupić się na swoich celach. Nie będzie miejsca na martwienie się o chłopaka, który złamał mi serce.


#Rozdział 3

Rano szef wezwał mnie do swojego biura. Kiedy weszłam do środka, Jasper również tam stał.

"Panno Sinclair - powiedział po prostu. "Pan Morgan. Wezwałem was tutaj, aby omówić dość ważną sprawę. Nie mogę mieć dwóch stażystów. Jedno z was zostanie zwolnione".

Wzdrygnąłem się na to stwierdzenie.

"Ten, którego tu zatrzymam, musi wykazać się wiedzą na temat pozyskiwania klientów, która przekracza nasze oczekiwania wobec stażystów. Ktokolwiek przyprowadzi mi kolejnego dużego klienta, otrzyma rolę w tym biurze. Drugi będzie musiał odejść".

Jasper chichocze obok mnie.

"Oczywiście, proszę pana - mówi. "Doskonałość we wszystkim, prawda, Evie?

Paznokcie wbiły mi się w dłonie, gdy złość zaczęła we mnie kipieć.

"Absolutnie - mówię, udając słodycz.

"Spodziewam się zobaczyć portfele klientów za trzy dni" - powiedział nasz szef.  "Nie mogę się doczekać, aby zobaczyć, co wniesiecie do stołu".

Gdy tylko wyszliśmy na zewnątrz jego biura, Jasper znów zaczął swoją gadkę-szmatkę.

"Przygotuj się na przegraną, Evie" - powiedział z uśmiechem.

"Nie przegram - mówię z dumą.

"Nie okłamuj się - prychnął. "Wiem, że masz zerowe perspektywy. Musi być ciężko być tobą".

"Tak? A co ty masz, czego ja nie mam?" - pytam, składając ręce.

"Moja rodzina jest właścicielem największej firmy spedycyjnej na świecie - mówi wprost, dłubiąc w paznokciach.  

"To tchórzliwe wyjście" - prycham.

"To nie ma znaczenia - powiedział szybko z uśmiechem na twarzy. "Klient to klient. Nie chodzi o to, co wiesz, ale o to, kogo znasz. Nie ma znaczenia, jak bystry jesteś, gdy pojawiasz się z niczym. Trzymam to wszystko w garści".

Poczułam, jak opada mi żołądek. Nienawidziłam, kiedy miał rację. Jasper był drugi na mojej liście najbardziej znienawidzonych ludzi, jakich znałam. Co oznaczało, że zajmował pierwsze miejsce.

Jakże pasujące.

"Może lepiej będzie, jeśli po prostu się poddasz - powiedział, zniżając ton. "To oczywiste, że tu nie pasujesz. Nigdy nie zrozumiesz, jak radzić sobie z jednym procentem. Spójrz na siebie. Zakleiłaś sobie pięty".

Zaciskam szczękę. "Twoje próby przestraszenia mnie są w najlepszym razie dziecinne. Proponuję skupić się na swoich klientach.

Wróciłam do swojego boksu, zdając sobie sprawę, że mój obcas chwieje się pode mną. Przeklęłam, czując, jak na moją twarz wkrada się zażenowanie.

Boże, to nie była moja liga. Czułam się, jakbym rzuciła się na głęboką wodę bez pływaków.

Nie pozwoliłam, by jego słowa mnie zniechęciły. Wciąż szukałam klienta marzeń mojego szefa.

Po prostu musiałem szukać dalej.

Gdy dzień dobiegł końca, poczułem pierwszą falę porażki. Ani jednego ugryzienia. To było tak, jakby nikt nie chciał się do mnie zbliżyć. Podejrzewałem sabotaż ze strony mojego kolegi, ale coś mi mówiło, że Jasper był zbyt pewny swoich umiejętności, by włożyć w to dodatkowy wysiłek.

Spakowałem się więc na noc.

Mój telefon zaczął brzęczeć. Wyciągnęłam go z torebki i spojrzałam na ekran.

Aria.

Odebrałam połączenie, przyciskając telefon do ucha. "Hej."Przez sekundę słyszałem tylko cichy szloch dochodzący z drugiego końca telefonu. "Hej - powtórzyła Aria. Jej głos był chwiejny i cichy.

Zmarszczyłem brwi. "O co chodzi," zapytałem zmartwiony. "Aria, co się stało?"

"Rzucił mnie" - zawodziła. "Ryan mnie rzucił!"

Wziąłem głęboki wdech. "Aria, tak mi przykro - powiedziałam przepraszająco. "Co mogę zrobić?"

Jej łkanie stało się głośniejsze. "Nie chcę być sama - jęknęła.

Kiwam szybko głową. "Nie, absolutnie. Wpadnij do nas - zachęcam. "Możemy zamówić coś na wynos i otworzyć butelkę wina. Może obejrzymy jakiś film?

Aria zaśmiała się smutno. "Jesteś zbyt dobra dla tego świata, Evie - powiedziała zmęczona. "W końcu skończyłaś pracę?"

"Tak - odpowiadam. "Właśnie idę do windy.

"Okej", ponownie zaszlochała.

"Do zobaczenia wkrótce - obiecuję łagodnie.

"Ok. Pa."

Rozłącza się, a ja przyspieszam, by wrócić do domu. Znacznie lepiej radzę sobie z przywoływaniem taksówek. Kiedyś byłem znacznie mniej asertywny niż teraz. Po wejściu do taksówki składam zamówienie w naszej ulubionej włoskiej restauracji. Zamówiłem wszystko - pizzę, makaron, sałatkę, co tylko chcesz.  

Wszystko miało przyjechać mniej więcej o czasie.

Kiedy weszłam do mojego małego, obskurnego mieszkania, zrzuciłam szpilki i marynarkę, rzucając ją na kanapę.

Właśnie wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi i pobiegłam go odebrać. Zapłakana Aria stoi przy moich drzwiach, wciąż wycierając policzki z wilgoci.

"Wejdź - mówię szybko, wprowadzając ją do środka delikatną ręką. "Co się stało?"

Zerwał ze mną, bo "pracował" nad sobą - mówi w cudzysłowie. "Ale wszyscy wiemy, co to oznacza.

Poczułam się źle, że nie wiem, co to znaczy. "Co to znaczy?"

Aria znów się załamała, szlochając niekontrolowanie. "Umrę samotnie!"

"O nie, kochanie - mówię, śmiejąc się cicho, gdy przyciągam ją do siebie. "Nie umrzesz sama. Zawsze będziesz mnie miała".

Szczerze mówiąc, jeśli ktoś miał umrzeć samotnie, to prawdopodobnie ja.

"Nienawidzę mężczyzn - jęczy z frustracją.

"Ja też - przyznałem cicho. "Jasper był dziś prawdziwym dupkiem. Nie bez powodu jest numerem dwa na mojej liście.

"Nigdy mi nie powiedziałeś, kto jest numerem jeden na tej liście - powiedziała Aria, patrząc na mnie niemal błagalnym wzrokiem.

"To nie ma znaczenia - westchnęłam zmęczona. "Ogólnie mężczyźni są do bani".

jęknęła Aria. "Dlaczego oni wszyscy nie mogą być jak Timothy Hayes - jęknęła. "On jest taki gorący. Ugh."

To imię jest moim numerem jeden.

"Tak - wykrztusiłam. "To byłoby... interesujące."

Posadziłem ją na kanapie, rzucając jej miękki koc.

"Dzięki - mówi z wdzięcznością. "Nie musiałeś tego robić.

Śmieję się cicho. "Myślę, że ja też tego potrzebowałem" - przyznaję. "Ostatnio było ciężko.

"O co chodzi - pyta.

"O nic, tylko o pracę - odpowiadam, zachowując ogólnikowość. Nie musiała nakładać moich problemów na swoje.

"Evie, wiesz, że ze mną też możesz porozmawiać - mówi błagalnie. "Nie mogę być jedyną osobą, która wymiotuje dzisiaj słowami".

"To nic takiego - mówię lekceważąco. "Jestem po prostu zmęczona".

"Evie-"Po prostu nie chcę, żebyś się w to mieszał - powiedziałam ostro. Pożałowałam swojego tonu w chwili, gdy słowa opuściły moje usta. "Ari, nie miałem na myśli...

Zamilkła na chwilę, a jej oczy wypełnił ból. "W porządku - powiedziała w końcu. "Chciałam tylko, żebyś wiedziała, że nie musisz rozwiązywać wszystkiego sama. Jestem twoją najlepszą przyjaciółką i chcę ci pomóc. Tak ciężko pracujesz. Dosłownie rozpadasz się w szwach, a ja muszę tylko siedzieć i patrzeć, jak rozdzierasz się na strzępy".

Odetchnęłam cicho na jej słowa. Aria była jedyną osobą, która naprawdę miała złote serce. Czasami potrafiła być trochę bałaganiarska i chaotyczna, ale naprawdę chciała dobrze. A ona przynajmniej zasługiwała na wyjaśnienie, dlaczego byłam taka, jaka byłam.

"Wiem, że się o mnie martwisz, Ari - zaczęłam, przełykając cicho. "Ale to jest coś, co muszę zrobić sama.

Aria przytaknęła cicho. "Musisz nauczyć się relaksować. Chodź ze mną na mecz Thunderbolts - poprosiła niewinnie. "To prezent urodzinowy dla mnie. Mam nadzieję na szklane siedzenia. W ten sposób będę mogła zobaczyć Hayesa z bliska".

Szydzę, przewracając oczami. "Sprawdzę w kalendarzu - przyznaję.

Ona nadal patrzy na mnie swoimi szczenięcymi oczami. "Proszę?"

Szybko przeglądam kalendarz, nie widząc żadnych konfliktów w dniu urodzin Arii.

"Ugh, w porządku. Ty wygrywasz. Ja pójdę", śmieję się.

Klaszcze w dłonie. "Wiesz, że cię kocham - uśmiecha się Aria.

Choć uwielbiałem uszczęśliwiać Arię, niepokój przeszywał mnie na wskroś. Chętnie zbliżyłbym się do mojego śmiertelnego wroga.

Boże, dopomóż mi teraz.


#Rozdział 4

Jasper znów jest Jasperem. Chodzi po biurze i przeklina, jak to zdobył największego klienta dla firmy. Najgorsze jest to, że ludzie chłoną jego wybryki. Ja osobiście nie uważam jego małej parady za uroczą.

W końcu zrobił obchód, zatrzymując się przy moim biurku. Oparł się o nie swobodnie. Na jego twarzy maluje się zwycięstwo.

Wzdycha leniwie. "Jak to jest być dwa dni od utraty pracy, Evie?

"Ugryź mnie" - mruczę, pisząc na komputerze.

"Daj spokój - jęczy kpiąco. "Nie bądź taka. To świat, w którym pies zjada psa. Nie nienawidź gracza, nienawidź gry".

"Nie nienawidzę cię Jasper - mówię słodko, obracając się na krześle i uśmiechając. "Po prostu uważam, że nepotyzm to oszustwo. Daj spokój. Naprawdę? Kto to jest tym razem? Tata? A może wujek?"

Jasper spogląda na ekran mojego komputera, wciągając gwałtownie powietrze. "Twój e-mail wygląda na suchszy niż Sahara. Lepiej się tym zajmij, Eve".

Odsuwa się od mojego boksu i idzie do swojego biura. Odwrócona do niego plecami, zbieram się na odwagę i puszczam do niego oko.

Zza moich pleców dobiegł kaszel. Zamarłam.

"Evie - odezwał się ponury głos mojego szefa.

"Panie Erickson - pisnęłam. "Tak mi przykro...

"Proszę na słówko do mojego biura" - powiedział, odchodząc do dużego, idealnego narożnego biura.

Szybko wstałam i pobiegłam za nim. Mijając biuro Jaspera, uśmiechnął się z rozbawieniem i pomachał mi. Pomachał. Drań pomachał!

Wbijam paznokcie w dłonie, gdy znajduję swoje miejsce przed jego biurkiem.

"Zamknij drzwi - mówi ponuro.

Szybko robię to, o co mnie prosi. Odwracam się do niego. Jego zachowanie się zmieniło. Spojrzał na mnie niemal z politowaniem.

"Wiem, że muszę znaleźć klienta" - zaczęłam. "Pracowałam tak ciężko".

"Wiem - westchnął. "Nie jest łatwo zaczynać od zera. I wiem, że nawiązywanie kontaktów jest trudne. Ale nie mogę cię ciągle usprawiedliwiać, Evie.

Przytaknęłam, napinając klatkę piersiową. "Zaufaj mi. Wiem."

"Musisz przyprowadzić mi klienta - powiedział. "W przeciwnym razie będę musiał cię zwolnić.

"Przyprowadzę ci tego klienta" - obiecuję. "I będzie ogromny".

Zaśmiał się. "Nie mogę się doczekać."

Mijały godziny. Wciąż żadnych tropów. Jęknęłam, opadając zmęczona na biurko. Poczułem wibracje mojego telefonu na powierzchni. Wyciągnąłem rękę, przesuwając telefon agresywnie po biurku.

Podnosząc głowę, spojrzałem na powiadomienie.

Od Arii.

Nadal jesteśmy na dziś wieczór, prawda?

Strzeliłem prosto w górę. Strzelaj. Zupełnie zapomniałem o dzisiejszym wieczorze! Sprawdziłem godzinę. Nie zdążyłem się nawet przebrać. Mecz zaczyna się o siódmej, a ja jestem zbyt daleko od areny, aby dodać kolejny przystanek.

Tak! Całkowicie. Po prostu się tam spotkamy.

Pojawiają się dymki tekstowe.

Zapomniałeś...

Moje palce latają po klawiaturze, próbując bronić mojego honoru.

Nie! Już idę.

Wrzucam rzeczy do torebki i pędzę do windy. Tyle że drzwi już się zamykały. I tylko Jasper był w środku.  "Stój-"

"Do zobaczenia, Evie", woła. Drzwi się zamykają.

Przeklinam wszystkie przekleństwa, jakie przychodzą mi do głowy, zanim zbiegam po schodach awaryjnych. Pięty piekły mnie przy każdym kroku.

W końcu docieram na dół i wybiegam na tętniący życiem chodnik. Wskakuję do taksówki i zapinam pasy.

"Clayton Center" - wyduszam. "Stań na nim".

Taksówkarz potwierdza moją prośbę i wciska gaz do dechy. Podjechanie pod wejście zajęło około trzydziestu minut. Zapłaciłem za przejazd i pobiegłem w stronę wejścia. Wiedziałem, że Aria będzie na mnie czekać w pobliżu sadzarek przed punktem kontroli bezpieczeństwa.

Bez wątpienia tam była. Na jej twarzy malowało się rozbawienie, a ręce miała swobodnie złożone. "Nie zapomnieliśmy, prawda?"

Praktycznie sapałem. "Miałam dużo pracy - wyjaśniłam zmęczona.

"Ugh, praca. Nie chcę słyszeć ani słowa więcej o pracy - jęknęła. "Chcę oderwać się od problemów, oglądając gorących mężczyzn bijących się nawzajem".

Nie mogłem się powstrzymać. Śmiech po prostu zaczął ze mnie buchać. "Nie pozwól mi się powstrzymać, Ari - mówię.

Wchodzimy razem.

W jej szarej ołówkowej spódnicy i kremowej bluzce rzucałam się w oczy. Wszyscy mieli na sobie koszulki Thunderbolt. Niektórzy mieli pomalowane twarze.

Ari miał szklane siedzenia. W tym momencie byliśmy praktycznie na lodowisku.

"Ile kosztowały te bilety, Ari?"

Spojrzała na mnie z martwą miną. "Nie chcesz wiedzieć."

Prychnąłem. "Dobrze. Nie mów mi."

Przed rozpoczęciem meczu wydarzyło się kilka rzeczy. Odegrano hymn narodowy. Ogłoszono skład wyjściowy drużyny przeciwnej.

Następnie zgasły światła. Zaczęła grać głośna, dudniąca muzyka, a spiker wezwał wszystkich do uwagi.

"Panie i panowie," powiedział. "Oto wasi Thunderbolts!"

Arena wybuchła rykiem wsparcia, gdy wywoływano nazwiska. Nie zwracałem na to uwagi. Nigdy nie interesowałem się sportem, ale byłem tutaj, ponieważ mój przyjaciel mnie o to poprosił.

Ale było jedno nazwisko, które przebiło się przez ciszę mojego umysłu.

"I kapitan drużyny - Timothy Hayes!"

Nie sądziłem, że to miejsce może być jeszcze głośniejsze. Wszyscy skandowali jego imię. Każda osoba traciła zmysły.

Spojrzałem ponownie na Arię. Krzyczała i waliła w szybę jak maniaczka, gdy pojawił się na lodzie. Jego dumny uśmiech był widoczny na jego twarzy, gdy ślizgał się po lodowisku, unosząc kij w powietrze.

O nie.

Od ostatniego razu, kiedy go widziałam, zrobił się jeszcze bardziej gorący. Nie byłam pewna, czy to przez zarost, czy przez jego wygląd w mundurze, ale wstrząsnęło mną to do głębi.

"Wszystko w porządku - zapytała Aria, szturchając mnie.

Aż podskoczyłam. "Tak, w porządku - zaśmiałam się niezręcznie.

Nie wyglądała na przekonaną. Ale gra toczyła się dalej, a Aria wyglądała, jakby świetnie się bawiła.

Ja, z drugiej strony, czułem się całkowicie odsłonięty.

Byłam tak zaprzątnięta jego obecnością na lodzie, że zupełnie nie zauważyłam zbliżającego się do szyby roju ciał. W momencie uderzenia krzyknęłam, zasłaniając twarz rękami."Bierz go, Hayes! Walcz z nim!"

Opuściłem ręce, obserwując bójkę, która wybuchła tuż przede mną. Dwunastu dorosłych mężczyzn było przyciśniętych do szyby.

Nie, nie, nie... on tam był!

Wstrzymałem oddech, mając nadzieję, że mnie nie rozpozna. Rozległy się gwizdki i sędziowie interweniowali, odrywając zawodników od siebie.

Śmiał się, popychając zawodnika po raz ostatni, po czym powoli się wycofał. Już miał się odwrócić, ale zrobił podwójne spojrzenie. Jego oczy skupiły się na moich.

Szybko odwróciłam wzrok. Wszystko będzie dobrze. To, że mnie zobaczył, nie oznacza, że mnie rozpozna, ani nawet, że zobaczy mnie po tym wszystkim. Wszystko będzie dobrze.

Gra toczyła się dalej. Wyglądało na to, że po tej walce podniósł swoją grę. Zdobył trzy bramki dla Thunderbolts, kończąc mecz wynikiem trzy do jednego.

"Co za mecz", pisnęła Aria. "Nie ma nic bardziej dramatycznego niż bójka przy ławce rezerwowych!

Przytaknąłem. "Tak - przełknęłam. "Muszę szybko iść do łazienki. Spotkamy się przy sadzarkach."

"Jasne - uśmiechnęła się. "Dalej, Bolts!"

"Dawaj, Bolts", zaśmiałem się niezręcznie.

Odwróciłem się z westchnieniem. Teraz trzeba było poruszać się po labiryncie areny. Oznakowanie było tak mylące. Skończyło się na tym, że skręcałam tam, gdzie czułam się dobrze.

Myślałam, że już znalazłam, kiedy pewna dłoń chwyciła mnie za nadgarstek. Odwracam się, gotowa spoliczkować tę osobę.

Spotkał mnie tylko mój najgorszy koszmar.

"Evie?"

Zamarłam, nie wiedząc, co powiedzieć. Co tu w ogóle było do powiedzenia?

"I-"

"Spójrz na siebie" - powiedział z podziwem. "Wyglądasz świetnie".

"Tak - przełknęłam. "Dzięki. Ty też wyglądasz świetnie.

Roześmiał się, przeczesując dłonią spocone włosy. "Nie kłam - zażartował. "Jestem w rozsypce."

"Grałeś... dobrze - powiedziałam niezręcznie.

"Nie płacą mi takiej pensji, jak na średnim poziomie" - zachichotał. "Co u ciebie? Cholera, ile to już minęło?"

"Sześć lat - odpowiadam. Cholera. Odpowiedziałem zbyt szybko. Teraz pewnie myśli, że mam obsesję na jego punkcie.

Przechylił głowę, patrząc na mnie w pełni. "Sześć lat - powtórzył cicho.

Rozejrzałam się dookoła. Mój żołądek skręcał się z niepokoju.

"Właśnie szukałam łazienki, muszę iść".

"Po prostu mnie wysłuchaj - błagał.

"Naprawdę boli mnie brzuch - jęknęłam. "Możesz mi po prostu pokazać, gdzie to jest?"

"Tylko jedno pytanie i obiecuję, że pokażę ci, gdzie to jest" - powiedział stanowczo.

Składam ręce. "Dobrze. Co?"

"Dlaczego odeszłaś tamtej nocy?"

Wziąłem głęboki wdech. "Coś mi wypadło".

"Zostawiłeś mnie" - przełknął. "Zostawiłaś mnie i nawet nie powiedziałaś dlaczego".

"Czy to łazienka? - zapytałam szybko.

"Evie, przestań unikać pytania. Dlaczego mnie zostawiłaś?"

"Dlaczego cię to obchodzi - mruczę. "Nie potrzebujesz mnie, skoro i tak masz wszystkich swoich uwielbiających fanów".

"Nie dlatego odeszłaś - mówi wprost.

"To naprawdę było tylko nieporozumienie - jęknęłam. "Prawdopodobnie nie jest dobrym pomysłem, abym została tu dłużej, na wypadek gdyby w pobliżu pojawili się paparazzi. Nie chcesz, żebym zrujnował twoją reputację."Przynajmniej daj mi swój numer albo coś" - ponagla szybko. "Mam tak wiele do powiedzenia, że nigdy nie dałaś mi szansy."

"Zabierz mnie do łazienki i pomyślę o tym - mówię, unosząc podbródek.

Tim kiwa głową, kładąc zmęczone ręce na biodrach.

"W porządku. W porządku - zgadza się.

Gdy tylko zaprowadził mnie do łazienki, szybko wbiegłam do środka. Nie tracąc czasu, weszłam na metalowy pojemnik na papier toaletowy i podniosłam się przez pęknięte okno.

Żegnaj, Timothy Hayes. Do widzenia.

Modliłem się, by wielkość tego miasta oddaliła nas od siebie.


#Rozdział 5

Ostatni dzień. Czułem, że całe moje życie zależy od tego kluczowego momentu. To było zrobić albo umrzeć. I czułem się, jakbym umierał. Poświęciłem całą swoją duszę na znalezienie godnego klienta. I nikt się nie pojawił. Patrzyłem na zegar. Dziesięć minut. Miałem dziesięć minut na dokonanie cudu.

Ale oczywiście nie miałem takiego szczęścia. Nie miałam zasobów i pieniędzy Jaspera. Wszystko, co miałem, to świetna ocena i kartka papieru, która mówiła, że mogę spróbować zostać prawnikiem.

"No, no - westchnął Jasper, wychylając głowę przez ścianę boksu. "Szkoda tego stażu, Evie. Prawie myślałem, że go masz.

"Zamknij się - warknęłam.

"Nie mów, że cię nie ostrzegałem, Evie - mówi, wysuwając dolną wargę. "Próbowałem oszczędzić twoje uczucia.

"Nie mogę się doczekać, aż ktoś rozbije twoją małą bańkę - warknęłam gniewnie. "Spójrz na siebie z pieniędzmi tatusia i kontaktami tatusia. Nikomu tu niczego nie udowodniłeś. Włożyłam w to ciężką pracę i poświęciłam swój czas".

Jego twarz pociemniała. "I zobacz, gdzie cię to zaprowadziło" - powiedział ponuro. "Nic poza trofeum uczestnictwa i różową kartką. Nie jesteś nikim wyjątkowym, bo ciężej pracowałaś. Szczerze, Evie. Jesteś najbardziej naiwną dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkałem.

Zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, by powstrzymać ból, który pojawił się w moich oczach. Ale czułam, jak ściska mi gardło. Wstałam cicho, zbierając swoje rzeczy.

Byłam tak zmęczona tym wszystkim. Miałam plany. Byłam na dobrej drodze, by zostać niesamowitym prawnikiem. Uczyłem się całe życie, tylko po to, by zostać powstrzymanym przez mój własny brak osobowości.

To wszystko było bez znaczenia. Od tamtej nocy moje życie wymyka się spod kontroli i nie wiem, jak je zatrzymać. To było dokładnie to, czego się bałem. Cała ta ciężka praca poszła na marne.

Może nie powinienem być tak zaskoczony. Nic nigdy nie przychodziło mi łatwo. Ukończenie liceum jako prymus dało mi fałszywe poczucie pewności siebie. Wszyscy mówili mi, że byłam świetną uczennicą. Ale bycie świetnym uczniem nie gwarantowało, że będę świetnym prawnikiem.

Nie pamiętam, jak wróciłam do domu, ale kiedy to zrobiłam, Aria stała przed moimi drzwiami. Oparła się swobodnie o ścianę, ręce miała złożone.

"Hej, nieznajomy", powiedziała złośliwie.

Wziąłem głęboki oddech, walcząc z pragnieniem, by zwariować i stracić kontrolę nad swoim gniewem. "Hej, Aria - mówię, zmuszając się do uśmiechu na twarzy. "Co tam?"

"Jesteś mi winien za porzucenie mnie zeszłej nocy - uśmiecha się. "Wkrótce rozpocznie się konferencja prasowa na ESPN. Pomyślałem, że możesz mi to wynagrodzić.

Wyciąga do mnie plastikową torbę. "To z burgerowni na końcu ulicy" - oferuje.

Nie mogłem odmówić sobie odrobiny wygodnego jedzenia w tej chwili. "Frytki?"

Kiwa głową. "Z dodatkowym ranczem".

Jęknąłem. "Dobra - mówię, otwierając drzwi. "Jesteś szaloną kobietą".

"Wiesz, że mnie kochasz - prychnęła.

"Wiesz, że kocham - jęczę. "Chcę tego cholernego burgera".

Aria szturcha mnie w ramię. "Otwórz drzwi, a dostaniesz swojego cennego burgera.

Otwieram drzwi i szybko siadam na kanapie. Sięgam po pilota i włączam telewizor, szukając kanału. Znajduję go w samym środku przerwy reklamowej."Burger", zamawiam po prostu.

"Już podaję - odpowiada, wręczając mi zapakowane w papier pyszności.

Rozrywam opakowanie i biorę kęs, jęcząc z przyjemności jedzenia.

"Więc - mówi, przełykając własny kęs. "Jak było w pracy?"

Spojrzałem na nią. Praca nie była już moim problemem. To był koniec i musiałem iść dalej. "Pass - jęknęłam, biorąc kolejny kęs.

Wydała z siebie ciężkie westchnienie. "Tak źle, co?"

"Po prostu... skończyłem z tym - mruknąłem. "Jestem zmęczony martwieniem się o to teraz."

"Dzięki Bogu - mówi z wdzięcznością.

Reklamy się kończą i komentatorzy wracają na ekran.

"Witamy z powrotem, chłopcze, mamy przed sobą wspaniały program dla naszych widzów", mówi podekscytowany jeden z nich. "Mamy dziś naszych reporterów w Clayton Center, którzy chcą uzyskać wgląd w kapitana roku Thunderbolt, Timothy'ego Hayesa!".

"Zgadza się, John", przytakuje drugi komentator. "Od momentu, gdy ten dzieciak wszedł na lód NHL, był potęgą. To znaczy, od razu po wejściu na lód ma fantastyczną szybkość i dokładność. Nic dziwnego, że prowadzi drużynę Thunderbolt do tak wielu zwycięstw".

"Absolutnie", zgadza się. "Wchodzimy na żywo do pokoju prasowego, aby usłyszeć, co pan Hayes ma do powiedzenia na temat sezonu".

Kamera przeskakuje do pokoju z długim stołem. Na jego środku siedział mój numer jeden, jeśli chodzi o to, kogo chciałbym zobaczyć, jak uderza w ścianę podczas następnego meczu.

"Panie Hayes", krzyczy reporter. "Tutaj!"

Timothy uśmiecha się, kiwając głową w kierunku reportera. "Jak się masz, Jake?"

Jake się śmieje. "Dobrze. Jestem tu z Independent i byłem ciekaw, jak oceniasz swoje szanse na wygranie Stanleya w tym roku - zapytał.

Timothy zachichotał. "Już wiesz, co myślę" - zaczął. "W tym momencie każdy może wygrać. Jest początek sezonu, mamy jeszcze wiele meczów do rozegrania".

"Wiemy już, co twój publicysta chce, żebyś myślał" - dodał reporter. "Powiedz nam, co naprawdę myślisz".

Timothy pochylił się do przodu na krześle, zbliżając się do mikrofonu. "Puchar wraca do domu".

Natychmiast podniosło się więcej rąk. Aria piszczy z radości.

"On jest taki gorący", krzyczy.

Musiałem walczyć, by nie zjeść burgera. "Tak - mruknąłem. "Taki gorący."

Zadawano więcej pytań. Każda odpowiedź wydawała się idealna. Z punktu widzenia public relations. Trudno było nie myśleć o tym, jak doskonały wydawał się być we wszystkim. To było irytujące.

Dopiero pewne pytanie zwróciło moją uwagę.

"Panie Hayes," powiedziała kobieta. "Wszyscy wiemy, że jesteś wielkim hitem wśród fanek. Ale czy ma pan kogoś wyjątkowego w domu?".

Po raz pierwszy w całym wywiadzie wyglądał jak jeleń w świetle reflektorów.

"Ja - przełknął. "Miałem kogoś. Raz."

"Możesz nam o niej trochę opowiedzieć?

Spuścił głowę. "Miała na imię Evie - odpowiedział w końcu. "Była wyjątkowa, ponieważ spośród wszystkich, których znałem, nie obchodziło jej, ile bramek zdobyłem ani ile mistrzostw stanowych wygrałem. To nigdy nie definiowało mojej wartości dla niej"."Evie - powiedziała powoli Aria. "Co się dzieje?"

Prawdę mówiąc, nie wiedziałam. Nie miałam pojęcia, co ten palant próbuje teraz osiągnąć. Mrugnęłam tylko do ekranu.

"Czy masz jej coś do powiedzenia?" - zapytał ponownie reporter.

Timothy skinął głową, w końcu spoglądając z powrotem na kamerę. "Jeśli to oglądasz, Evie, nie masz pojęcia, jak bardzo żałuję tego, kim byłem. Nie zasłużyłaś na to, by przez to wszystko przechodzić. Byłem dupkiem. Cały czas myślę o dniu, w którym zwróciłaś mi koszulkę seniorską. Powinienem był o ciebie walczyć".

Zaparło mi dech w płucach.

"Evie - powtarza Aria, jej głos jest cichy. "Czy Timothy Hayes właśnie..."

--


Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Wyrzuty sumienia gwiazdy hokeja"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści