Spraw, by się poddała

Rozdział 1

==========

Rozdział pierwszy

==========

Nikolai

Something Inside So Strong

Grzmot, grzmot, grzmot.

Kurwa mać! Niech ktoś wyjmie moją głowę z bębna tej pralki. Cykl prania trwa, gdy moja komórka wibruje o powierzchnię szafki nocnej. Dźwięk przypomina wariujący pistolet do gwoździ. Odklejam oczy.

Moim oczom ukazuje się mój wyniosły, złocony sufit.

Wyciągam rękę, szamocę się, lokalizuję to cholerstwo, trzymam je nad twarzą i mrużę oczy. Niebieskie światło z ekranu oślepia mnie. Przekręcając oczy, uderzam w zielony przycisk i przykładam go do ucha.

"Szefie, od jakiegoś czasu naciskam dzwonek i nie doczekałem się odpowiedzi. Czy wszystko w porządku?" Zaniepokojony, dudniący głos Semyona wprawia pralkę w cykl wirowania.

"Która jest godzina?"

"Po siódmej, szefie".

"Więc?"

"W nocy, szefie".

"Co?"

Wziąłem cztery tabletki i postanowiłem położyć się na kilka minut, ale musiałem być bardziej wymięty niż myślałem. Powinienem był być w klubie przed siódmą.

"Przyprowadź samochód na przód za piętnaście" - instruuję, ściągając się z łóżka.

Moje buty są chaotycznie kopnięte w dwóch różnych kierunkach, ale nadal jestem w moich ubraniach. Zwijając ramiona, toruję sobie drogę do łazienki. Otwieram swoją lustrzaną szafkę i sięgam po nowe pudełko tabletek. Wyrzucając plastikowe opakowanie, wchodzę do salonu i kieruję się do baru. To antyk, wykonany z drewna odzyskanego z rosyjskiej cerkwi.

Ostrzeżenie. Nie należy brać więcej niż

12 tabletek w ciągu 24 godzin.

godzin.

Pieprzyć to. Wyciągam osiem tabletek na dłoń. Chwytam butelkę Grey Goose, odkręcam korek i biorę obfity łyk czystej wódki. Niezłe.

Wzmocniony najlepszym dostępnym legalnym środkiem znieczulającym, udaję się sprawnie do łazienki. W ciągu dziesięciu minut jestem umyty i ubrany w czarny garnitur Saville Row.

Biorę telefon i portfel, po czym spoglądam w lustro w holu. Nie ma czasu na golenie. Mimo to cień o piątej pasuje do mojego samopoczucia. Otwieram drzwi, a chłodne jesienne powietrze wypełnia moje płuca.

"Zadzwoniłem do przodu i poinformował Vanessę, że jesteś spóźniony i aby mieć obiad gotowy na 8:30, Boss" Semyon mówi, jak on otwiera tylne drzwi Maybach.

Kiwam głową na zgodę i wsuwam się do luksusowego skórzanego wnętrza limuzyny. Powietrze pachnie drogimi perfumami, a nad gładkim pomrukiem silnika rozbrzmiewa muzyka klasyczna. Semyon zamyka dla mnie drzwi i wchodzi na przednie siedzenie pasażera. Natychmiast Zohar, mój kierowca o kamiennej twarzy rusza do klubu. Pozwalam mojemu ciału wyluzować się w fotelu. Zamykając oczy, opieram moją pulsującą głowę na pluszowym zagłówku.

Gdyby to był środek tygodnia, na pewno nie wyszedłbym z domu, ale jest piątek. To jedyna noc, kiedy nigdy nie tęsknię za byciem w klubie. To nie jest prawda, ale mówię wszystkim, że to dlatego, że piątkowa noc jest nocą frajerów. To czas, kiedy pojawią się marzyciele, nadzieja i oszuści. Idą, bo oczywiście życie to kompletna kraina fantazji.

W swoich małych, chciwych ptasich móżdżkach myślą, że po prostu wejdą do mojego klubu i kilka godzin później trafią 100 000 funtów darmowej stawki (która ma taki sam wabik jak świeża krew dla rekina białego). Jasne, ten dziwny robi dobrze, dostaje do trzymania w spoconych dłoniach ... przez trochę, ale to jest, gdy wielki hak wychodzi do gry.

Jest to błyszczący, słodko pachnący, wymarzony bilet z ich nędznego, żałosnego życia: nieodparta £5,000,000 Darmowa Stawka. Pomysł? Włóż tam sto tysięcy, które nie należały do ciebie, i wygraj pięć milionów. To im, kurwa, wypala mózgi. Nawet najbardziej ostrożny, najbardziej zrównoważony hazardzista zapomni, że przeszedł przez moje drzwi frontowe, człowiek, który nigdy nie przegrywa.

Po co człowiek, który nigdy nie przegrywa, pędzi do klubu jak niewolnik do swojego pana, w piątkowy wieczór, pytasz? Nawet wtedy, gdy jego głowa go, kurwa, zabija?

Awww ... spójrz na siebie. Wszyscy ciekawi.

Trzymaj się, babeczko, a może zobaczysz, że to zrozumiem.




Rozdział 2 (1)

==========

Rozdział drugi

==========

Nikolai

Roman i Andriej, obaj mający ponad sześć stóp pięć, emerytowani żołnierze sił specjalnych oraz najbardziej lojalni i godni zaufania z mojej ekipy ochroniarskiej, czekają już przed wejściem do Ziguratu. Myślisz, że ponieważ jestem rosyjskim miliarderem, to jest on wymyślny i pewnie zbudowany w stylu pseudo piramidy, prawda?

Nieee.

Lokalizacja jest dyskretna, wciśnięta między zwykłe, szare biura na opustoszałej uliczce. Nie ma tu żadnych jasnych świateł, które informowałyby o jego istnieniu. W zasadzie, najlepsze co można powiedzieć o wejściu to, że jest nijakie. Żadnych kamer, ani kręcących się w pobliżu reporterów. Dokładnie tak, jak lubię. Nie reklamujemy się, ani nie zwracamy na siebie uwagi.

Trzeba być poleconym przez innego członka, aby wejść, a potem jest rygorystyczny proces weryfikacji. Zanim ktoś postawi stopę w naszych drzwiach, musi dokładnie wiedzieć, co jest oferowane w środku... i jakie jest ryzyko... niepłacenia. W ten sposób nie ma żadnych, nazwijmy to, nieporozumień.

Roman otwiera moje drzwi. Wysuwam się i stoję na chodniku przez chwilę, podczas gdy Roman i Siemion z wojskową precyzją wchodzą na miejsce po obu moich stronach. Ich zimne, pozbawione wyrazu oczy miotają się wokół, czujne i ostrożne. Andrzej, zawsze zgarbiony, trzyma otwarte drzwi wejściowe. Strzelam z kajdanek, zanim skieruję się do drzwi, a moi ochroniarze ściśle mnie śledzą.

Brzmi to jak zbyt wiele?

Zaufaj mi, w moim biznesie nie można być zbyt ostrożnym. Mam więcej wrogów niż przyjaciół. Jakby się zastanowić. Nie mam żadnych przyjaciół. Wszyscy są wrogami w przebraniu.

Za tymi czarnymi drzwiami jest inny świat. Bogate aksamitne zasłony, błyszczące marmurowe podłogi, żyrandole i okucia z wypalonego złota. To mokry sen każdego nowobogackiego oligarchy. Przechodzę przez ten przepych, nie widząc go. Anastazja, która obsługuje recepcję, kiwa głową i uśmiecha się do mnie. Nie oczekuje, że odwzajemnię uśmiech. Nie robię tego.

Kieruję się na górę, na pierwsze piętro. Roman depcze mi po piętach. Lubi swoją pracę i bardzo poważnie traktuje swoje zadanie ochrony mnie, z czego jestem raczej zadowolona.

"Dobry wieczór, panie Smirnov" - wita mnie na podeście kelnerka od koktajli. Jej uśmiech jest szeroki i obiecuje wiele rzeczy. Jest wysoka, smukła i bardzo piękna, szczerze mówiąc, materiał na wybieg. Oblizuje swoje usta. Ach, to odwieczne zaproszenie.

Jest nowa, ale wkrótce się nauczy. Nigdy nie mieszam interesów z przyjemnością. Prawdę mówiąc, nie mieszam niczego z biznesem. Nie miałem dziewczyny od siedemnastego roku życia. To już dwadzieścia lat temu.

W moim świecie wszystko ma swoją cenę. Jeśli chcę cipki, nie uganiam się za nią po pokoju. To gówno prawda. Po prostu za nią płacę. W ten sposób dostaję dokładnie to, co chcę i kiedy chcę. Jak na razie działa to naprawdę dobrze.

"Ile jest w niebieskim pokoju?" Pytam ją.

"Sześć, panie Smirnov."

"A obok?"

"Również sześć".

"Doskonale".

"Dziękuję, panie Smirnov."

Patrzę na zegarek. Ósma trzydzieści na gwoździu. Schodzę na dół i kieruję się do fioletowego pokoju, gdzie zwykle jadam posiłki i gdzie, bardzo okazjonalnie, zapraszani są również najbogatsi klienci, ale nigdy ze mną, oczywiście.

Vanessa, słodka mała rzecz, wita mnie. "Dobry wieczór, sir."

Zajmuję miejsce. Z wojskową precyzją przybywa kieliszek Chateau Petrus. Pozwalam, by jego bogactwo prześlizgnęło się po moim języku. Tak, to jest życie. Za pięć minut Vanessa przynosi filet mignon i girolles w sosie truflowym. Moja głowa przestała się walić, więc delektuję się jedzeniem. Jest piątek, a ja mam dobre przeczucie co do dzisiejszego dnia. Bardzo dobre.

Pomijam deser, ale przyjmuję małe, mocne expresso, które stawia przede mną. Wstając, wracam na górę do swoich biur. Roman bezszelestnie podąża za mną po piętach.

Przechodząc ponownie przez recepcję, widzę wielu klientów, którzy kręcą się wokół, czekając na oddanie swoich płaszczy pracownikom szatni. Niektórzy się gapią, inni próbują nawiązać kontakt wzrokowy, jeszcze inni są obojętni, jeden próbuje podskoczyć, żeby uścisnąć mi rękę. Jest jednym z tych głupców, którzy mają nadzieję, że znajomość mnie osobiście sprawi, że jego sytuacja będzie nieco korzystniejsza w przypadku przegranej. Myli się. Wcale tak nie jest.

Roman zapewnia, że nie ma kontaktu, a ja ruszam dalej.

Mijam główną salę gier. Gdy stawiam stopę na pierwszym stopniu schodów prowadzących do mojego biura, moje uszy dostrajają się do donośnego głosu. Każda ścięgno w moim ciele napina się. Oto kolejny z tych głupców. Powoli odwracam się i spoglądam w stronę zamieszania. Nigel Harrington. Spójrz na niego. W swoim ostrym garniturze z pinstripe.

"Nico," woła. Patrząc wprost na mnie, próbuje ominąć ochronę i podejść do mnie.

Trzy stopy ode mnie Andrei uderza swoją ogromną dłonią w jego klatkę piersiową, skutecznie zatrzymując go w miejscu. No proszę, kto wiedział, że dziś jest ten dzień. Idę w jego stronę, moja twarz jest wymazana z radości i podniecenia, które płynie w moich żyłach. To jest to. To jest ta chwila, na którą czekałem.

"Masz moje pieniądze?" pytam.

Nigel nie zmienia wyrazu twarzy. "Tak. Do wieczora. Obiecuję."

Podnoszę jedną brew. "Do wieczora?"

"Tak, tak, do wieczora. Musisz pozwolić mi grać dziś wieczorem, a ja będę mógł ci się odwdzięczyć".

"Nie masz teraz pieniędzy".

"Nie."

Odwracam się w stronę Romana.

"Czekaj" - krzyczy rozpaczliwie Nigel.

Odwracam się do niego.

"Widzisz, miałem sen. Marzyłem, że wygram dziś wieczorem i tak też zrobię. Odzyskam to wszystko. Czuję to w moich kościach. Odzyskasz wszystko, panie Smirnov."

"Zabierzcie go na dół", instruuję.

Roman i Andriej robią to, chwytając go za przedramiona i ramiona. "Hej", krzyczy spanikowanym głosem. Wciąż krzyczy, gdy szybko prowadzą go żabką po korytarzu do piwnicy. Idę za nimi, zachowując niewielki dystans. Nigel błaga przez ramię. W piwnicy nie ma nic poza poplamionym stołem bilardowym i kilkoma krzesłami. Kiedy wchodzę, Nigel jest już wciśnięty na krzesło.




Rozdział 2 (2)

Zamykam za sobą cicho drzwi i stoję przez chwilę, patrząc na niego. Za każdym razem, gdy go widzę, jestem wstrząśnięty tym, jak niewiarygodnie żałosny jest. Nie odzywam się, a on pospiesznie wypełnia pustą ciszę.

"Co zamierzasz mi zrobić?" pyta, z dzikim strachem w oczach.

Wzruszam ramionami. "Nic ... jeśli dostanę swoje pieniądze".

Obserwuję, jak pochyla się do przodu na krześle i tasuje nogami. "Dostanie pan swoje pieniądze, panie Smirnov. Mówiłem panu, że miałem sen. Był tak żywy. Grałem w tym właśnie klubie i po prostu nie mogłem przegrać. Wygrałem dużo pieniędzy. Dużo więcej niż jestem ci winien. Musisz tylko pozwolić mi zagrać dziś wieczorem. Proszę, nie przegram, przysięgam. Zobaczysz."

Nagły śmiech wybucha z mojego gardła. Roman i Andrzej dołączają się do niego. Nasz śmiech rozbrzmiewa po pozbawionym dywanów i zasłon pokoju.

Przestaję się nagle śmiać i podchodzę bliżej. Zdejmuję kurtkę i trzymam ją na wierzchu. Roman robi krok do przodu, żeby mi ją odebrać. Podwijam rękaw koszuli na lewym ramieniu, a potem na prawym. To jest dopiero dramat. Ładnie dodaje napięcia. Właściwie nigdy wcześniej tego nie robiłem. Przypuszczam, że mógłbym być gangsterem. To nie jest takie złe, jeśli miałbym tylko znokautować takie jędzowate wymówki ludzkie jak on. Nigel patrzy z niepokojem na moich ludzi i z powrotem na mnie. Jego ręce drżą.

"Odpłacę ci. Wiesz, że jestem do tego dobry."

"Czy wyglądam dla ciebie jak głupiec?" pytam błagalnie.

"Nie. Wcale nie."

"Musisz myśleć, że jestem głupcem. Właściwie myślałeś, że możesz tu przyjść bez moich pieniędzy, a ja pozwolę ci znowu grać."

"Wiem, że nie jesteś głupcem. To była szczera pomyłka."

Podnoszę brew. "Szczera pomyłka?"

"Słuchaj, nie zagram dziś wieczorem, dobrze? Wyjdę z tego klubu, wezmę pieniądze i przyjdę tu wieczorem".

"Jak zdobędziesz pieniądze?"

"Ja... mam pieniądze".

"Masz pieniądze?"

"Cóż, nie, teraz. Ale ja... ja... mogę je zdobyć. Daj mi tylko jeden dzień."

"Jeden dzień?"

"Zdobędę je do jutra".

Potrząsam głową. "To nie jest umowa, Nigel. Zasady są jasne. Każdy członek ma trzy miesiące. W tym czasie możesz narobić tyle długu, ile chcesz. Potem musisz się rozliczyć w całości. Twoje trzy miesiące skończyły się wczoraj wieczorem."

"Ale mogę to załatwić dziś wieczorem. Jeśli tylko pozwolisz mi grać. Moje marzenie..."

"To nie jest sen, Nigel. To jest twoja pieprzona rzeczywistość." Patrzę na niego. "Połóż go na stole."

Zanim ten pyskaty kłamca może powiedzieć kolejne słowo, zostaje rzucony twarzą w dół na stół bilardowy.

"Trzymaj jego prawą rękę na zewnątrz." Roman bierze jedną, a Andrzej drugą. Idę powoli w kierunku szafki ściennej i podnoszę młotek. Moja obsługa ma chore poczucie humoru, jest na nim jeszcze krew. Wracam i trzymam młotek na tyle blisko, że on widzi krew. Jego oczy wybrzuszają się z przerażeniem. Niedorzeczny głupiec.

"Proszę, proszę, panie Smirnov. Dostarczę panu pieniądze" - błaga.

Podnoszę młotek nad głowę.

"Zaraz, zaraz", krzyczy. "Możesz mieć mojego mercedesa. To najnowszy model, wart sto pięćdziesiąt tysięcy". Pot oblewa jego bladą twarz, a w szczęce pojawia się dziki kleszcz. Staram się nie uśmiechać, gdy opuszczam młotek i przeciągam metalowym pazurem po jego twarzy. Jak mógł się nabrać na to gówno?

"Jesteś winien czterysta pięćdziesiąt tysięcy ty kawałku gówna. Co jeszcze masz?"

"Weź mój dom. Jest wart jeden punkt osiem milionów. Możesz mieć wszystko. Wszystko. Tylko mnie puść" - woła dziko.

Tak to jest z hazardzistami. Nawet gdy grozi im ostatnie pieprzone tchnienie, będą próbowali cię wykiwać.

"Czy to wszystko co masz?"

"Przysięgam, panie Smirnov, to wszystko, co posiadam. Jestem winien tylko niecałe pół miliona, ale może pan mieć wszystko. Wszystko, co posiadam."

Przechodzę przez pokój i staję do niego plecami. Przez kilka chwil pozwalam, by zapanowała cisza, podczas gdy ja zwracam się do wewnątrz. Dlaczego Nikolai wygrałeś. Grałeś w grę, nigdy nie wzdrygnąłeś się ani nie poddałeś, i znowu wygrałeś. Uśmiecham się. Tak, wygrałem. Wycieram uśmiech z twarzy, odwracam się i podchodzę do niego.

"Cóż, Nigel, w takim razie masz kompletnie przejebane. Obaj wiemy, że bank jest właścicielem wszystkiego, co mi zaoferowałeś. Połamcie mu ręce, chłopcy," warknąłem.

"Nie, nie", szlocha. "Błagam, nie rób mi krzywdy. Proszę."

"Nie rozumiem", zawodzi. "Jeśli wiesz, że nic nie mam, dlaczego wciąż prosisz o to, czego nie mam? Czego tak naprawdę chcesz?"

Chwytam w pięść jego spocone włosy i podnoszę głowę. Jego oczy szukają moich, licząc na błysk bezbronności. Nie widzi nic. Tylko lodowato zimne oczy. Wie, że to jeden dług, który musi spłacić. Uśmiecham się zimno.

"Chcę twojej żony, Nigel."




Rozdział 3

==========

Rozdział trzeci

==========

Gwiazda

Jest jeszcze ciemno, kiedy się budzę. Pierwsze, co robię, to zerkam na telefon komórkowy. W nocy nie było żadnych wiadomości ze szpitala. To dobrze. Brak wiadomości to dobra wiadomość.

Z ulgą powoli odwracam głowę i patrzę na Nigela. Śpi na boku, zwrócony w moją stronę. Pukle ciemnych włosów opadły mu na czoło, a małe linie stresu wokół oczu i ust są mniej widoczne, przez co jego chłopięco przystojna twarz wygląda na niemal nadąsaną. Ten widok sprawia, że się uśmiecham.

Nieważne, jak źle jest teraz z tatą, wystarczy, że spojrzę na twarz Nigela, żeby uświadomić sobie, jak wielkim jestem szczęściarzem. Mam wszystko, o czym marzyłam. Idealnego męża. Możliwość spędzania dni na tym, co kocham - na pisaniu. Nigdy nie muszę się martwić o problemy finansowe. Mieszkam w moim pięknym domu, ukrytym w zielonej dzielnicy modnego Fulham. Czasami wydaje mi się, że mieszkam w małym kawałku nieba.

I...

W przyszłym roku skończę 23 lata i właśnie w tym wieku Nigel i ja postanowiliśmy założyć rodzinę. Nigel chce mieć sześcioro dzieci. Oczywiście nie będzie ich tyle. Myślę, że będę zadowolona z czwórki, a nawet trójki. Delikatnie odgarniam mu kosmyk włosów z czoła. Ma głęboki sen i nie porusza się. Mam nadzieję, że wszystkie moje dzieci będą miały jego wspaniałe ciemne włosy. Zwłaszcza chłopcy.

Na tę myśl w moim brzuchu pojawia się małe drżenie.

Po tylu latach, a dokładnie po sześciu, moja miłość do niego stała się rozkosznym ciepłem w mojej piersi. Oczywiście nie udaję, że rozumiem, w jakim gorączkowym świecie żyje Nigel, kiedy wchodzi w garnitur i wychodzi z domu.

W zasadzie, jeśli mogę pomóc, nie chcę znać tego świata. Kiedyś, kiedy byliśmy po raz pierwszy małżeństwem, pojechałam do miasta, żeby spotkać się z nim w eleganckim barze. Na początku wydawał się być Nigelem, którego znałam. A potem, bez żadnego ostrzeżenia, na moich zdumionych oczach, zmienił się. Był nie do poznania. Na jego szyi pojawiły się żyły, twarz stała się czerwona, a oczy wypełniła mordercza wściekłość. Z jego ust zaczął się wylewać najbardziej plugawy język jaki można sobie wyobrazić. Użył nawet słowa na "C". Z przerażeniem patrzyłem, jak bezlitośnie rozszarpuje biednego barristę. Cała ta furia i jad, bo ten człowiek pozwolił, by zbyt dużo wody dostało się do jego kawy!

Nie mogłem powiedzieć ani słowa. Byłam zbyt zszokowana. Nigdy wcześniej nie widziałem tej jego strony. Mogłam jedynie wpatrywać się pusto, podczas gdy on tłumaczył mi, że aby odnieść sukces w mieście, trzeba być gotowym uwolnić najbrzydszą, najokrutniejszą i najbardziej nietolerancyjną wersję samego siebie i patrzeć, jak szaleje.

Czułam się okropnie.

Powiedziałam mu, że nie obchodzi mnie, że nie przynosi do domu tyle pieniędzy, ile przynosił. Nie chciałam, żeby musiał to robić. Zaproponowałam, że zdobędę pracę i pomogę w finansach domowych, jeśli będzie chciał obrać inną ścieżkę kariery niż wysokociśnieniowy świat bycia maklerem.

Roześmiał się i powiedział, że nie zrezygnowałby z tego, co robił dla świata. Że bycie dzikim, okrutnym i dziarskim jest w gruncie rzeczy wyzwalające. Pamiętam nawet jego dokładne słowa.

"Szczególnie, gdy nie spałeś całą noc, a masz w kolejce dziesięciu rozmówców i wiesz, że każdy z nich chce cię nazwać czteroliterowym słowem".

Nie, zupełnie nie rozumiem jego świata, ale kocham go bardzo, więc staram się robić wszystko, co mogę, żeby jego życie było lepsze.

Sięgam w górę i delikatnie całuję jego nagie ramię.

Jest tak zmęczony, że nie odpowiada, ale mam niejasne poruszenie między nogami, prawdopodobnie z powodu tego, co zrobił wczoraj wieczorem. Musiał pracować do późna i zanim wrócił do domu, już spałam.

Obudził mnie maślanymi pocałunkami na całym ciele, a potem się ze mną kochał. Szalona, namiętna miłość. Już bardzo dawno nie był tak głodny mnie. Nie mógł się nasycić.

Kiedy było już po wszystkim, a ja doszłam mocno, trzymał moją twarz delikatnie między dłońmi i szeptał, że jestem najważniejsza w jego życiu. Że umarłby za mnie. Przypomniało mi to, jak było na początku, kiedy byliśmy w pierwszym porywie miłości.

On miał trzydzieści cztery lata, a ja właśnie skończyłam szesnaście, kiedy się poznaliśmy. Poszłam na przyjęcie urodzinowe koleżanki i przyszedł jej wujek. Tym wujkiem był Nigel. Tak bardzo za mną szalał, że czekał pod moją szkołą. Na początku nie byłam pewna, ale był tak przystojny i tak doświadczony, że od chwili, gdy mnie pocałował, byłam już na zawsze. Ponieważ byłam tak młoda, musieliśmy trzymać to w tajemnicy przed moim ojcem.

Nienawidziłem tego, ale myślę, że idea naszego związku jako tabu go podniecała. Czuję się jak stary, brudny zboczeniec - mawiał, gdy miał mnie w windach i toaletach nocnych klubów. Potem skończyłam siedemnaście lat i nie chciałam już tego ukrywać.

Powiedziałem mojemu tacie.

Ojej, był wściekły. Nazwał Nigela każdym okropnym imieniem z książki i powiedział, że zadzwoni na policję. Powiedziałam mu, że jeśli to zrobi, to ucieknę z domu, a on i mama nigdy więcej mnie nie zobaczą. Dla mnie Nigel albo nikt inny. I tak to się potoczyło. Ja nocowałam u Nigela w weekendy, a tata denerwował się, kiedy wracałam do domu.

Kiedy miałam 18 lat, Nigel poprosił mnie o rękę. Następnego dnia przyprowadziłam go do domu i przedstawiłam ojcu. Tata od razu mu nie ufał i nigdy się do niego nie przekonał. To mnie unieszczęśliwiało, ale co mogłam zrobić? Kochałam Nigela. Kiedy tata odprowadził mnie do ołtarza, w jego oczach pojawiły się łzy i powiedział mi, że dzień mojego ślubu był najsmutniejszym dniem w jego życiu.

Tata się mylił. Nigel był dla mnie dobry. Ironia losu polega na tym, że to właśnie pieniądze Nigela utrzymują tatę przy życiu. Szpitalny pokój, w którym przebywa, kosztuje tysiące tygodniowo.




Rozdział 4

==========

Rozdział czwarty

==========

Gwiazda

Cicho, żeby nie obudzić Nigela, wysuwam się z łóżka. Wiążę szlafrok, podnoszę telefon z szafki nocnej i schodzę na dół. W kuchni włączam ekspres do kawy i nakrywam stół dla dwóch osób, po czym rozsuwam ciężkie zasłony.

Na zewnątrz zaczyna pojawiać się światło dzienne, a ja wzdycham z przyjemnością. Ogród zawsze wygląda najlepiej o tej porze roku, kiedy wiciokrzew, frezja, słoneczniki i róże są na zewnątrz. Otwieram francuskie drzwi i wychodzę na chłodne, świeże powietrze. To moja ulubiona pora dnia. Kiedy Nigel śpi na górze, powietrze wypełniają odgłosy ptaków, a mój umysł może snuć swoją opowieść. Dzwoni mój telefon. Wyciągam go z kieszeni i patrzę na ekran.

"Cześć, Nan".

"Dzień dobry, Love", wita się jasno. Nan jest taka jak ja. Wczesny ptak. Czasami wstaje o piątej rano i zaczyna sprzątać ogrodową szopę. To doprowadza mojego dziadka do szału.

"Wszystko w porządku?" Pytam.

"Poza moimi obolałymi kolanami i obolałymi ustami twojego dziadka, wszystko w porządku. Przysięgam, że ten człowiek poruszył mnie do myśli o morderstwie częściej niż jadłem gotowane obiady."

Uśmiecham się, gdy odwracam się i wracam do domu.

"Czy zamierzasz zobaczyć się dzisiaj z ojcem?" pyta.

"Oczywiście," mówię wchodząc do kuchni.

"Chciałabym pójść z tobą. Czy wpadniesz po mnie w takim razie?".

Wsypuję trochę nasion dla ptaków do małego pojemnika "Jasne, jadę przed obiadem. Czy około dziesiątej jest dla ciebie w porządku?".

"Będę gotowy, Love."

Rozmawiamy trochę więcej, gdy rwę trochę chleba na małe kawałki i dodaję je do nasion dla ptaków. Kończąc rozmowę, wychodzę do ogrodu i rzucam mieszankę na dach szopy. Wracam do środka i ku mojemu zaskoczeniu słyszę kroki Nigela w łazience powyżej.

Dziwne. Przecież on nigdy nie budzi się tak wcześnie w sobotę. W tygodniu Nigel pracuje bardzo długo, a weekendy to jedyny czas, kiedy może trochę odpocząć. W zasadzie to zwykle zdążam z pisaniem zanim on się obudzi.

Jeśli się obudził, wiem, że zejdzie za jakieś piętnaście minut, więc zaczynam przygotowywać jajka i tosty dla dwojga. Żadne z nas nie lubi śniadań. Nigel pojawia się w drzwiach, kiedy ja rozbijam jajka. Ma zmierzwione włosy, a ten widok wywołuje na mojej twarzy szeroki uśmiech.

"Dzień dobry, ty cudowny Sex God".

Nigel nie jest poranną osobą, ale nawet tak jego wyraz twarzy jest szczególnie żałobny, gdy zwraca moje powitanie. "Dzień dobry."

"Śniadanie będzie gotowe za pięć minut," mówię mu.

"Nie jestem głodny, Star."

Uśmiecham się. Nigel nie jest człowiekiem, który pomija śniadanie. "Dobrze, usiądź, a ja zrobię Ci expresso."

Wymusza uśmiech i odwraca się w stronę jadalni. Teraz wiem na pewno: coś jest bardzo nie tak. Porzucając jajka, robię mu expresso tak, jak lubi, i idę za nim do jadalni. Stawiam kawę na stole i siadam obok niego. Dziękuje mi cicho, ale nie patrzy w moją stronę.

Przez kilka chwil żadne z nas się nie odzywa.

Zaciskam ręce na kolanach i patrzę, jak sączy kawę. To wszystko jest tak niepodobne do Nigela. On jest człowiekiem w ciągłym ruchu. Budzi się, bierze prysznic, ubiera się, je śniadanie, a potem czyta poranną gazetę lub sprawdza maile. Kiedy się spóźnia, krzyczy po schodach, żebym zrobiła mu kawę, wypija ją jednym haustem, dziobie mnie w policzek i znika za drzwiami.

"Co się dzieje, Nigel? Dlaczego zachowujesz się tak dziwnie?" pytam cicho.

Potrząsa głową w sposób, w jaki zrobiłby to ktoś, kto stracił wszystko.

"Co się stało? Nie czujesz się dobrze?"

"Czuję się chory na żołądek z powodu tego, co zrobiłem."

Żołądek mi opada. "Co zrobiłeś, Nigel?"

Klepie dłońmi po policzkach i patrzy na mnie, jego oczy są zrozpaczone. "Muszę ci coś powiedzieć, Star", mówi, jego głos się łamie.

W ułamku sekundy przez mój umysł przechodzą dwa scenariusze. Stracił dużo pieniędzy na pośrednictwie, albo, o Boże, ma inną kobietę. Jestem wystarczająco silna, żeby poradzić sobie z pieniędzmi, ale nie z inną kobietą.

"Co to jest?" pytam nerwowo.

"Mam kłopoty".

"Jakie kłopoty?"

"Duże kłopoty," mówi połykając duży haust powietrza. "Byłem takim głupcem, Star. Takim kolosalnym, pieprzonym głupcem."

Przez chwilę przerażenie związane z przewidywaniem tego, co zamierza mi powiedzieć, ogłusza mnie. W mojej głowie słyszę, jak mówi, że cię zdradziłem, Star. To był tylko jeden wieczór. Albo gorzej. Zakochałem się w kimś innym i zostawiam cię.

Po prostu gapię się na niego, ledwo śmiejąc oddychać.

On otwiera usta. "Jestem winien pieniądze. Dużo pieniędzy."

Mój oddech wypływa w pędzie czystej ulgi. Dobrze. Z tym, mogę sobie poradzić. Biorę kilka płytkich oddechów i prostuję kręgosłup. Z tym zdecydowanie mogę sobie poradzić. "Czy twoi szefowie już wiedzą?"

Marszczy się. "Szefowie?"

Wpatruję się w niego. "W pracy?"

On lekko potrząsa głową. "To nie jest praca, Star. To jest mój osobisty dług".

"Osobisty dług?" pytam. Czuję się nagle zdezorientowana i przestraszona, jakbym stała na przesuwającym się piasku. "Dlaczego potrzebowałeś osobistego długu, Nigel?".

Nie odpowiada mi od razu. Zamiast tego wyciąga rękę, aby objąć moją.

"Nigel?"

Usuwa swoją rękę, a moja skóra czuje się zimna i pusta. Mój umysł staje się pusty, gdy patrzę, jak kupuje czas, przełykając ostatnie resztki zimnej kawy.

"Jestem hazardzistą, Star. Jestem winien czterysta pięćdziesiąt tysięcy funtów".




Tutaj można umieścić jedynie ograniczoną liczbę rozdziałów, kliknij poniżej, aby kontynuować czytanie "Spraw, by się poddała"

(Automatycznie przejdzie do książki po otwarciu aplikacji).

❤️Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści❤️



Kliknij, by czytać więcej ekscytujących treści